Alarm dla Soliny Drukuj

BEZPRAWIEM W LAS OTULINOWY

Wśród mieszkańców Bieszczadów wzbudza oburzenie nieoficjalna informacja, że lokalna prokuratura zamierza umorzyć sprawę wycięcia olbrzymiego obszaru lasu otulinowego na górze Jawor nad Jeziorem Solińskim. Łącznie około 400 dorodnych drzew. Mówi się, że wycinka drzew przez Ryszarda Sobiesiaka w Zieleńcu pod budowę wyciągu narciarskiego, w stosunku do barbarzyństwa,
jakiego dokonano w Solinie, to małe piwo.

 

O tym, że terenami nad Jeziorem Solińskim zawładnął układ, nad którym parasol ochronny roztoczyli niektórzy prokuratorzy, sędziowie oraz prominentni politycy i urzędnicy mówi się od dawna. Niektórzy jego członkowie poczuli się tak pewnie i są tak bezczelni, że mówią wprost: -  nawet w sądzie w Krośnie jesteśmy w stanie załatwić każdą sprawę.

Aby nikt nie miał wątpliwości, że nie rzucają słów na wiatr, zrobili kilka pokazówek. Najgłośniejsza z nich, to rozpatrzenie w jednym z podkarpackich sądów jednej ze spraw po myśli jednego z członków układu w tempie ekspresowym, dosłownie z dnia na dzień. Ta swoista demonstracja siły, bo każdy wie, ile czeka się w sądzie na rozpatrzenie sprawy, miała przekonać ludzi, którym leży jeszcze interes społeczny i państwa, aby spasowali. Dlatego nieoficjalna informacja wydaje się być bardzo prawdopodobna.


Sprawa wyrębu otulinowego lasu nad Soliną jest przerażająca w swojej wymowie. Najpierw znalazł się urzędnik, który ów las wbrew oczywistym faktom przekwalifikował na zakrzaczenie. Według własnego widzimisie uznał, że dorodne drzewa, to nic nie warte krzaki. Dokonane zostało więc pierwsze przestępstwo i ów urzędnik powinien w państwie prawa z dnia na dzień stracić pracę i odpowiedzieć za dokonanie przestępstwa na szkodę wielkiej wartości mienia gminnego lub państwowego. Nic takiego jednak się nie stało. Ale dzięki temu jego przełożeni mogli sprzedać działkę komu trzeba za śmieszne pieniądze, bo nikt przy zdrowych zmysłach działki, na której znajduje się las otulinowy nie kupi. Nie może przecież na niej poczynić żadnej inwestycji, a o manipulacji urzędnika wiedziała ograniczona liczba osób.

Przełożeni owego urzędnika zadbali również, aby nabywca nie musiał sporządzić raportu oddziaływania na środowisko w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie, bo to mogłoby zagrozić gangsterskiej inwestycji. Sprytnie podzielili działkę na dwie części i inwestor na podstawie tego manewru prawnego może postawić zaplanowany kombinat wczasowy bez tego raportu. Przełożeni owego urzędnika zadbali również poprzez prawne żonglowaniem terenem, aby stroną w staraniu się o pozwolenie nie był np. Zespół Elektrowni Wodnych Solina-Myczkowce. To najlepiej świadczy, że byli z nim w zmowie i także powinni zasiąść na ławie oskarżonych.


Kiedy sprawa się stała głośna i jak mówi się w Bieszczadach dla pozoru musiał zająć się nią jakiś prokurator, aby był czas na usunięcie śladów przestępstwa, aby śladu nie zostało po tym, że zbocze góry Jawor porastał najprawdziwszy las. Teraz gdy specjalne maszyny powyrywały korzenie drzew, postanowiono sprawę umorzyć. Według zainteresowanych nikt nie będzie mógł udowodnić, że wycięto najprawdziwszy las, a więc prokurator wykonał swoje zadanie. Spozorował śledztwo i dał cenny czas na zacieranie śladów przestępstwa. Taki wniosek nasuwa się sam.

Nie przewidziano jednego, że znaleźli się ludzie, którzy zrobili zdjęcia na miejscu dokonania przestępstwa. Bo tak to należy nazwać, co uczyniono. Widać na nich dziesiątki dorodnych drzew, które na pewno nie były krzakami.

Widząc, co się dzieje, widząc, że organy ścigania i wymiar sprawiedliwości w Lesku, Sanoku i Krośnie nie są zainteresowane wyjaśnieniem sprawy zwracam się do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie, Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie, a nawet samego prokuratora generalnego, by zajęli się sprawą i rozbili bieszczadzki układ przestępczy, w którym znajduje się mnóstwo wpływowych osób. Jako dowód w sprawie można wykorzystać zamieszczone na stronie www.henryknicpon.pl zdjęcia. Zwracam się również do mediów, by zajęły się sprawą. Zwracam się również do organizacji ekologicznych, by siłą swojego autorytetu wymusili na właściwych władzach wstrzymanie inwestycji, a w miejsce wyciętego lasu otulinowego, został zasadzony nowy.

W tej sytuacji przejęcie śledztwa przez policję i prokuraturę spoza powiatów południowego Podkarpacia, będzie na rękę zatrudnionym tu policjantom i prokuratorom. Gdyby się okazało, że nie było przestępstwa, nikt nie będzie posądzał ich o działanie w układzie. Takie rozwiązanie jest korzystne również dla osób, którzy wycięli las. Gdyby się okazało, że zrobili to zgodnie z prawem, nikt ich nie będzie posądzał, że przekupili organy ścigania. Jest również korzystne dla urzędnika, który w dokumentach przemienił las otulinowy na krzaki oraz jego przełożonych. Być może okaże się, że nie naruszyli prawa i wywiązali się wzorowo ze swych obowiązków, no i dzięki temu każdemu będą mogli popatrzyć w oczy.

Henryk Nicpoń