W ciągu ostatnich 13 lat misie zabiły w Bieszczadach 12 sztuk bydła, 3 kozy i 4 owce. Drukuj

BIESZCZADY 

PEŁNE NIEDŹWIEDZI

Pod koniec maja Polanie na terenie Nadleśnictwa Lutowiska niedźwiedź wdarł się na ogrodzone solidną siatką pastwisko zabijając dwie owce. Dzień później odwiedził zagrodę innego gospodarza, nie unosząc jednak żadnej zdobyczy. Przed 2013 rokiem taki atak na zwierzę gospodarskie miał miejsce w 2010 roku. W ciągu ostatnich 13 lat misie zabiły 12 sztuk bydła, 3 kozy i 4 owce.


Jakby tego było mało w Boże Ciało około godziny 19.00 na terenie Nadleśnictwa Lesko w leśnictwie Średnia Wieś doszło do dramatycznego spotkania człowieka z niedźwiedziem. Mieszkaniec wsi Żerdenka w lesie natknął się na młodego misia, którego wagę oszacowano na 60 kg. Mężczyzna, próbując uciekać, wspiął się na drzewo, skąd następnie spadł, doznając urazu kręgosłupa. W tym czasie niedźwiedź wspiął się na sąsiednie drzewo. Po interwencji pogotowia ratunkowego, poszkodowany został przetransportowany śmigłowcem LPR do szpitala w Rzeszowie.

Mając na uwadze podobne przypadki, chodząc w Bieszczadach po lasach poza utartymi szlakami, musimy się liczyć z możliwością spotkania niedźwiedzia. Ich liczba tu osiągnęła około 150 osobników i spotkanie z nimi jest coraz bardziej realne. Fachowcy twierdzą, że niedźwiedź nigdy nie zaatakuje, jeśli nie czuje się zagrożony. Gdy zdarzy się nam znaleźć oko w oko z misiem, należy zachował spokój i starać się powoli oddalić z tego miejsca.

- Paniczna ucieczka może wywołać tylko odruch ataku u drapieżnika – mówi Tadeusz Zając, emerytowany zastępca nadleśniczego w Lutowiskach, który już wielokrotnie spotykał się z niedźwiedziami, zawsze wychodząc z tego bez szwanku. - Jeśli jednak zostaniemy zaatakowani, należy rzucić się na ziemię twarzą do niej, osłaniając jednocześnie głowę rękami.

Edward Marszałek

rzecznik prasowy RDLP w Krośnie